niedziela, 11 września 2016

2000 / 09 / 02

***

2000 / 09 / 02

Dzień po moich jedenastych urodzinach.

*

Dwudziestego sierpnia dwutysięcznego roku.
Moja mama otrzymała propozycję pracy w jednej, z najlepiej prosperujących firmach wydawniczych w Niemczech. Tego także dnia, wylądowaliśmy razem, u progu skromnego mieszkania, pełniącego ówcześnie rolę mojego nowego domu.
Byłem wtedy małym chłopczykiem, uwielbiającym bawić się, śmiać i chwalić swoim melodyjnym głosem w otoczeniu innych, roześmianych rówieśników. Nie miałem rodzeństwa, nie wiedziałem, co oznacza dzielenie się. Zawsze otrzymywałem to, co chciałem.
Nie wiedziałem i nigdy nie myślałem o tym, że mojej mamie może być trudno.
Czasami zastanawiam się, czy przebieg historii mojego życia nie jest przypadkiem słuszny.
Ale, zacznę może od początku?

*

— Billy, wstawaj do szkoły! — Głos mojej ukochanej matki, rozbudza mnie momentalnie z przyjemnego snu. Małymi piąstkami trę swoje oczka, próbując niezwykle powolutku je otworzyć. Minęła pierwsza noc w moim nowym domku. Podobał mi się. Widzę, jaka moja mamusia jest tutaj szczęśliwa. Uwielbiam jej uśmiech.
Pojawia się razem z nim w moich białych drzwiach, trzymając w zadbanej dłoni ubrania, które zapewne mam dziś założyć do nowej szkoły. Stara się, bym czuł się tutaj najlepiej, jak tylko to możliwe. Po co? Przecież z jej osobą wszędzie czuję się dobrze!
Nieśpiesznie czołgam się na materacu, starając dotrzeć do drabinki. Mamusia spełniła moje marzenie i zakupiła mi piętrowe łóżko. W tamtym domku nie mogłem go mieć, tłumaczyła, że mój pokoik jest dla niego za mały. Patrzę na nią, uśmiechając się słodko pod malutkim noskiem. Rodzicielka dzisiaj spięła swoje długie, blond włosy w piękny kłos, ułożony na lewy bok. Odziała się, także, w swą ukochaną, błękitną sukienkę, która idealnie współgrała z tęczówkami, w kolorze jasnego błękitu.
Podchodzi do mnie, kładąc ubrania na krzesełko obok biurka. — Ubierz się, kochanie.

*

Pamiętam każdą sekundę tego dnia. Każdą.
Pamiętam ubiór Simone, ułożenie mebli i innych detali, w moim jasnym, dziecięcym pokoju.
Pamiętam śpiew ptaków, który cicho roznosił się po pomieszczeniu, głos spikera w porannych wiadomościach, które moja matka tak bardzo lubiła oglądać. Opowiadał właśnie o giełdzie i jak niemożliwie wysoko wzrosło euro, w ciągu paru tygodni.
Pamiętam mój strach, przed szkołą, nauczycielkami, klasą.
Dlaczego tylko nie pamiętam tego, co było w tym dniu najważniejsze? Dlaczego nie udało mi się zauważyć tego, co powinienem był zauważyć?
Byłem przecież niemożliwe sprytnym dzieciakiem...
Więc, dlaczego?

*

Siedzę w aucie, spoglądając na miasto. Leipzig o poranku było dość ruchliwym miastem.
Ilustruje drzewa, kwiaty, ogrody, auta, ludzi, którzy przechadzali się na spacery ze swoimi pupilami. Sam zawsze chciałem mieć pieska, ale mamusia nigdy nie pozwoliła mi go mieć. Ma uczulenie na sierść od piesków i kotków. Ale obiecuje sobie, że gdy tylko dorosnę, w końcu zakupię pięknego, malutkiego buldoga.
Mą uwagę przykuwa dwójka starszych mężczyzn, którzy powoli szli w kierunku miastowej altany w parku. Trzymają się za rączki, a ich starcze twarze są niemal identyczne. Uśmiechają się do siebie nawzajem, a ich wzrok mówił, jak bardzo jeden kocha drugiego.

— Mamusiu... — Zwracam jej uwagę, choć wiem, że nie powinienem. Bo przecież nie można przeszkadzać dorosłym, w czasie jazdy samochodem. — Dlaczego ci starsi panowie trzymają się za rączki i są tacy sami?
— To najprawdopodobniej bliźniacy, kochanie. — Uśmiecha się promiennie, co zauważam w małym lusterku nad jej głową. Marszczę brwi, nie rozumiejąc, co oznacza jej stwierdzenie. Bliźniacy? Ależ to śmiesznie brzmi. — To wtedy, gdy dwójka dzieci rodzi się w tym samym czasie u tej samej mamusi.
— Dlaczego ja nie mam bliźniaka? — Pytam cicho, wysyłając jej smutny uśmiech. Zauważam, jak jej powoli znika, gasząc także te piękne, radosne iskierki w lazurowych oczach. Powiedziałem coś źle? Krzywię się, opuszczając główkę. Auto nagle się zatrzymuje, a mamusia odpina swój pas, wysiadając z autka, robię to samo, chwytając lewą rączką malutki tornister, który momentalnie ląduje na moich pleckach. Mamusia bierze moją rączkę, odprowadzając mnie pod główne drzwi prywatnej szkółki.
— Billy, kochanie. Czekaj tu na mamusie jak skończysz. — Kuca przy mnie, dotykając dłonią czerwonego policzka, uśmiecha się delikatnie, całując moje czółko. Szepcze, że mnie kocha. Odpowiadam, że ja ją też i wbiegam do środka. Zatrzymuję się na chwilę, by odwrócić się jeszcze raz do tyłu, machając małą rączką na pożegnanie. Widzę znów radosny wzrok mojej mamusi.

*

Miałem idealne życie, naprawdę. Było super.
Miałem idealną mamę, która na każdym kroku starała się zapewnić mi dom i dopilnować, by brak ojca nie zmienił mnie i mojego życia. Cieszyłem się, że ją mam. Wybrała mi także najlepszą szkołę w Leipzig. Czułem się w niej bardzo dobrze, choć...
Byłem w niej tylko raz. Tylko jeden dzień.
Oj mamusiu, gdybyś się nie spóźniła...

*

Siedzę na marmurowych schodkach szkoły. Na kolanach trzymam mój plecak, przytulając go do piersi. Widzę, jak niektórzy z moich rówieśników wracają sami do domku. Moja mamusia by mi na to nie pozwoliła. Wie, że jestem jeszcze zbyt niedojrzały na takie coś. Chociaż, być może tylko jej się tak wydaję. Ja, nigdy tak nie uważałem. Miałem uczucie, jakbym był dorosłym uwiezionym w ciele dziecka, to dziwne, nieprawdaż?
Podnoszę wzrok, czując czyjś cień przed moim ciałkiem. Patrzy na mnie jakiś chłopak, który wyglądem przypomina szesnastolatka, być może siedemnastolatka. Uśmiecha się do mnie miło, na co ja odpowiadam tym samym.

— Cześć, młody. — Siada obok mnie, ilustrując mnie z dokładnością. Zauważam w jego wardze lśniący przedmiot. Kolczyk. Zawsze mi się taki podobał. Pytam go, czy mógłbym dotknąć metalową ozdobę, zgadza się. Spoglądam w jego ciemne oczy, które przypominały mi moje własne. Dziwne uczucie rozlewa się po moim ciele, a ja mimowolnie rozpoczynam rozmowę z chłopakiem. Lubię go, choć dopiero go poznałem. Czuję, że go lubię.

*

Dokładnie ilustrowałem każdy jego ruch. Najwięcej uwagi jednak skupiłem na jego oczach.
W końcu ciało zakryte zostało ubraniami, które były o parę rozmiarów za duże.
Jasne dredy wystawały zza jego czapki z prostym daszkiem, zauważyłem nawet, jak bardzo lubi bawić się w czasie rozmowy tym kolczykiem w wardze. Zaufałem mu, wiem... To głupie.
Lecz, tak było. Zaufałem komuś, kogo nie znałem, byłem dzieckiem, miałem prawo do pomyłek.
Chociaż, teraz nie żałuję już tego.
Choć wtedy żałowałem.

*

Trzymam jego dużą dłoń, powiedział, że zaprowadzi mnie gdzieś, gdzie nie będzie tak mokro.
Bo mamusia nie przyjechała, a zaczął padać gęsty deszcz. Nie jest wiele wyższy ode mnie, choć muszę przyznać, że trochę tej różnicy jest. Uśmiecha się do mnie, gdy zatrzymuję się, by zawiązać mój but. Nie traktował mnie jak mama. Mamusia myśli, że ja dalej jestem dzieckiem, a on... on rozmawia ze mną jak z nastolatkiem. Czuję się dzięki temu dorosły. Idziemy przez park, znów widzę dwójkę tych staruszków, którzy rano trzymali się za pomarszczone dłonie. Teraz też to robią, obserwując kropelki deszczu, które powoli rozbijały się na betonie. Uśmiecham się do nich, choć oni tego nie widzą. Próbuję przyśpieszyć kroku, by móc nadążyć za blondynem.

*

Zaprowadzony zostałem do małego domku w lesie.
Urządzonego w środku na dość dobrym poziomie.
Siedemnastolatek kazał mi usiąść.
Usiąść i czekać, bo on zaraz wróci.
I wrócił. Wracał tak każdego ranka o siódmej.
Zaś odchodził, gdy tylko wybijała dwudziesta druga.
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące, lata...
Mamo, wiem, że nigdy mnie już więcej nie zobaczyłaś.
Ale wiesz co? Uwolniłem się z tego.
Przeszedłem każdy etap.
Etap porwania, krzyku, bicia.
Etap agresji, depresji, bólu.
Etap oswajania, zrozumienia, przebaczenia.
Etap zakochania.
Zakochałem się w swoim oprawcy.

*

2016 / 09 / 02

— Kochanie, o czym myślisz? — Pytasz, a ja odwracam się do ciebie, spoglądając w twoje roztańczone miłością oczy. Widziałem to już wtedy, tego feralnego dnia, który miał być początkiem czegoś złego.
Dlaczego tylko, nie żałuję, że mnie porwałeś? Uśmiecham się do ciebie delikatnie, zarzucając ramiona na twoje rozbudowane barki. Powoli muskam twe malinowe usta, choć wiem, jak bardzo pragniesz pogłębić ten pocałunek, nie pozwalam Ci na to. Odrywam się od twojej twarzy, a ty delikatnie głaszczesz moją.
— Czasami nie mogę pojąć tego, jak rozpoczęła się nasza miłość.
— Ta psychiczna miłość? — Pytasz cicho, nie zakłócając tej chwili. Wzdycham głośno, delikatnie się odsuwając. Kocham fakt, że ktoś tak psychicznie pragnął mnie mieć. Kocham fakt, że zostałem jego własnością. Kocham fakt, że ta miłość zaczęła i trwa tak, jak żadna inna. Kocham to, co powinienem nienawidzić. —Wiem, że nie lubisz tego określenia, Billy. Ale dobrze wiesz, że...
— Nie powinieneś tego żałować. — Przerywam ci, spoglądając w twoje zakochane tęczówki. — Nie powinieneś, rozumiesz? Wybaczyłem ci to już lata temu.
— Choć wybaczyć nie powinieneś.
— To dlaczego nie puściłeś mnie wolno, gdy tylko zorientowałeś się, że to jest złe? — Mruczę, oddalając się parę kroków od ciebie. Siadam na marmurowych schodkach szkoły, obserwując samochód mojej rodzicielki. Wiem, że przeniosła swoje biuro do opuszczonego bolku z naprzeciwka. Chciała mieć widok na szkołę. Gdybym kiedykolwiek znów się tu znalazł. Faktem tylko jest to, że Simone już mnie nie rozpozna. Brunet podchodzi do mnie, siadając tak, jak szesnaście lat temu.
— Bo już wtedy należałeś tylko do mnie — szepczesz, kładąc dużą dłoń na moją. — W końcu kocham cię od zawsze, Billy.
— Ja ciebie także, Tommy. Jestem twój.

*

Mamo, musisz wiedzieć jedno.
On nigdy mnie nie porwał, tego nie można tak nazwać.
Dałem się dobrowolnie. Uczucia wzięły nade mną górę.
Już wtedy wiedziałem, że kocham. Choć byłem dzieckiem.
Nie zostałem nigdy zgwałcony, nigdy.
Gdy już przeżyłem pierwszy raz, był on dobrowolny.
Nie skrzywdził mnie. Nie potrafił.
Mamusiu, gdy czytasz ten list z moją historią,
ja znajduję się już w samolocie.
Lecimy do Francji, chcemy wziąć ślub.
Wiem, że przecież od zawsze pragnęłaś dla mnie szczerej miłości...
a najlepszą z miłości, jest ta psychiczna.
Nie szukaj mnie, proszę.
Kocham Cię,
Billy.

*

I jak podoba się jednoczęściówka?
Co prawda, nie powitałam was rozdziałem Nauczyciel'a...
ale on się pisze, bez obaw! :)

4 komentarze:

  1. Wow. Nie wiem co napisać. Coś pięknego! Jedna z najlepszych jednoczęściówek jakie czytałam :) K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, próbowałam i starałam się jakoś tak... dopracować wszystko. :)

      Usuń
  2. Piękne... po prostu cudowne. Rozklejam się.
    Pozdrawiam <3
    ~Neko

    OdpowiedzUsuń