niedziela, 2 października 2016

Nauczyciel 5/?

***


Rozejrzałem się z dokładnością w każdą stronę, choćbym właśnie miał w zamiarze przejść przez pasy... wiecie co? Nikogo nie było.
Dopiero gdy mój wzrok wylądował troszeczkę... niżej. Dostrzec mogłem małego chłopczyka, o jasnoniebieskich tęczówkach, które świetnie można było dostrzec, na tle gęstych włosów w kolorze ciemnego brązu. Na oko, mógłbym obstawić, iż niedawno dopiero ukończył szósty rok życia. Choć szczerze nienawidziłem dzieci, pozwoliłem sobie na jeden, z moich milszych uśmiechów.


- Zgubiłeś się, mały?
- Nie jestem mały — Odpyskował, krzyżując ramiona na piersi. Zmrużyłem oczy. Mały knypek podchodzi pod mój dom, nie wiadomo po co i dlaczego, a do tego ma zamiar na mnie warczeć? Odetchnąłem głośno, wbijając wzrok w to dziecko, stojące na mojej posesji. Nie denerwuj się, Billy. Bo będzie to widoczne, gdy w końcu zawita u Ciebie...


- Dobry Wieczór, Bill — Tom. Stał za tym dzieciakiem, ubrany całkowicie inaczej, niż zwykle w tym swoim profesjonalnym garniturku nauczyciela. Spodnie, dość szerokie w udach i odrobinę zwężone na umięśnionych, choć szczupłych łydkach. Bluzka zarzucona na torsie miała specjalne, ozdobne dziury, a swoje włosy — z resztą, jak zwykle — spiął. Uśmiechnąłem się promiennie do niego. Wyglądał jak typowy, dwudziestoparolatek. Jedyna rzecz, która mi tu przeszkadzała, to... to dziecko!
A co, jeżeli to jego syn? Może on ma żonę? Obrączki co prawda nie posiada... ale nigdy nie wiadomo! - Wybacz, że jest nas dwóch — Posłał mi krzywy, trochę niezadowolony uśmieszek. - Tobias, przywitaj się grzecznie.

***


Moje sushi zeszło na drugi plan, tak jak każda inna rzecz, którą sobie na dzisiejszy wieczór z nauczycielem zaplanowałem. Już nie było mowy o wspólnym posiłku, po którym przenieślibyśmy się do ukrytego pokoju mojej matki, na piętrze. Chyba dalej myśli, że o nim nie wiem, iże tylko ona tam od czasu do czasu chodzi, by móc obejrzeć swoje ukochane seriale na całych i ogromnych, osiemdziesięciu calach i w pełnym spokoju. A jednak jej niedoczekanie.
Także, przenieślibyśmy się do pokoju, znalazłbym jakiś horror, bo to jedyny sposób, by bezprawnie jakoś się do niego zbliżyć, a potem wszystko potoczyłoby się samemu...
jednak mój plan padł.
I tak oto spędzam, mój wymarzony wieczór, siedząc przy małym, kwadratowym stole w jadalni, grając z sześciolatkiem i dorosłym mężczyzną w Monopoly!
Od zawsze nienawidziłem tej gry i nawet słodkie, przepraszające uśmieszki Toma tutaj wiele nie potrafiły zdziałać. Nawet zacząłem już się zastanawiać, jak grzecznie i miło wyprosić moich gości!
Całe szczęście po dwóch godzinach ciągłego grania, młodemu powoli kleiły się oczy, a ja mogłem zauważyć nawet radosne iskierki u brodatego. Ułożywszy chłopaczka w swoich ramionach, zaniósł go do mojego pokoju, by pozwolić mu choć trochę wygodniej pospać. Ja w międzyczasie zdołałem sprzątnąć to cholerstwo, układając na stole naczynia do sushi, pałeczki, sos sojowy i oczywiście wasabi. Brunet pojawił się w miarę szybko, z wesołym uśmiechem na malinowych ustach.


***

- Dobrze, muszę przyznać ci rację — Westchnął radośnie, choć od dobrych parunastu minut walczył z utrzymaniem chińskich pałeczek w swojej męskiej dłoni. Dzisiejszego wieczoru już parę razy tłumaczyłem brodatemu, jak dokładnie je trzymać, a on dalej nie potrafił nawet podnieść jednego kawałka sushi z talerza na wyżej, niż pięć milimetrów.
Kręciłem z niedowierzaniem swoją czarną łepetyną, chichocząc cicho pod nosem. Ruszywszy szybkim krokiem do kuchni, po chwili już równie radośnie pożerał swą porcję — z małą pomocą widelca.
- W czym? - Mruknąłem, z pełną buzią. Wiem, że to tak nie wypada i w ogóle... ale ja po prostu tak bardzo kocham to jedzenie, że nie mogę się powstrzymać! Tom znów jedynie wyszczerzył do mnie ząbki, choć mi to wyglądało, jak usiłował zdusić atak śmiechu w jego wykonaniu...
- W tym, że to wcale nie takie łatwe.
- Dla mnie łatwe — Wzruszyłem ramionami, przyglądając się jego poczynaniu. Dostałem oczopląsu, ujrzawszy, jak dużo wasabi nasmarował na jedną, malutką część Nigiri. Boże, ja bym sobie spalił wszystkie kubki smakowe, jakbym, chociaż połowę tego czegoś włożył do buzi...
Niemal mnie zemdliło, gdy Tom zaś spokojnie przełknął cały kawałek. Jakim cudem? - Szybko się nauczysz.
- Najwyraźniej ty też masz coś w sobie z nauczyciela.

***

A jednak moje ciche marzenie dzisiejszego wieczoru się spełniło. Znaleźliśmy się w salce kinowej mojej matki, oglądając jakiś starszy horror. Być może nawet z naszego rocznika? W sumie nie sprawdzałem.
Nie potrafiłem nawet skupić się na filmie, gdyż dalej nie do końca wiedziałem, kim dla Toma był ten cały Tobias? Znaczy się, wiem, że nie powinno mnie to interesować, ale, jako że od zawsze byłem niezmiernie wścibskim człowiekiem, jak najbardziej chciałem dowiedzieć się jaką rolę to dziecko pełni w jego życiu!

- Czemu od paru minut ciągle tylko na mnie patrzysz? - Zapytał spokojnym głosem, odwróciwszy wzrok w moim kierunku. Ja znów spaliłem buraka, opuściwszy głowę w dół. Na moje dłonie.
W tej chwili w sumie były ciekawsze niż wszystko inne...
- Tak jakoś — Mruknąłem, wysławszy mu blady uśmiech, który niemal momentalnie został odwzajemniony. - Zastanawiam się, kim Tobias jest dla ciebie?
- To dlaczego po prostu nie zapytałeś? - Zapytał spokojnie, przekrzywiając głowę w jedną stronę. Wzruszyłem ramionami, krzywiąc się zawstydzony.
No tak, fakt. Po co patrzeć się jak głupi, czekając, aż sam mnie zauważy, jeżeli mogę po prostu i na spokojnie zapytać się jak jest? Zaśmiał się pod nosem, obróciwszy w moją stronę.
- Tobi jest moim siostrzeńcem. Przywiozła go do mnie na chwilę, gdyż obawiała się, że pewne jej kłopoty mogłyby zaszkodzić małemu, a jako iż mam swoje mieszkanie, w którym i tak całymi dniami siedzę sam, z chęcią mogłem zająć się jej synkiem. Nie wiedziałem tylko, kiedy dokładnie miała w zamiarze mi go podrzucić, dlatego właśnie wylądowałem u ciebie razem z nim. - Westchnął, kreśląc opuszkami palców małe wzorki na oparciu fotela. Był zdenerwowany? Ale dlaczego? - Nie mogłem oczywiście jej powiedzieć, że na dziś mam plany, a zarazem nie chciałem cię wystawić.
- Nic się przecież nie stało — Uśmiechnąłem się, choć czułem, jak moje policzki powoli przypominają dorodnego pomidorka.
Tak. Zgadza się. ZAWSTYDZIŁEM SIĘ.
Skoro nie chciał mnie „wystawić”, jak sam to ujął... to jego zdaniem, owo spotkanie jest randką?
Oderwałem wzrok od jego oczu dopiero wtedy, gdy poczułem delikatny dotyk na prawym policzku, a zaraz później muśnięcie moich warg kciukiem. Dotykał mnie. To dobrze? To źle?
Poczułem jak ślina, nagle nagromadziła się w moim gardle. Przełknąłem ją niezwykle powoli, by jakoś nie stracić kontaktu z jego dotykiem. To było miłe. Bardzo miłe.
- Piękne masz usta — Szepnął, a ja jedynie mogłem czuć jego wzrok na nich. Nie chciałem sprawdzać, czy mam racje. Twoje spojrzenie mnie paliło już teraz, co by było, gdybyś spojrzał w moje oczy? - Dziękuję — odpowiedziałem równie cicho, jakbym się bał... że ta bańka mydlana zaraz pęknie, a nas powita po raz kolejny smutna rzeczywistość. Malinowe usta brodatego wykrzywiły się w słodki uśmiech, jak powoli i nieśpiesznie zbliżał się do moich. Milimetry znikały... 
Zniknęły jak ta chwila.
Gdy płacz małego rozniósł się po pomieszczeniu, a Tom mimowolnie wybiegł  z niego, jakby gonił go terrorysta.
Piękne mam szczęście, nieprawdaż? 

***

Wena mnie nie lubi.
Szczęście także...
Przepraszam...