piątek, 28 kwietnia 2017

Nauczyciel 6/?

*

Od początku dnia jedyne miejsca, w których przebywałem na przerwach, to biblioteka szkolna i słynna, opuszczona męska toaleta na parterze, która swym smrodem zabiłaby nawet najgorszego na świecie skunksa. Dawałem radę przesiedzieć w tym miejscu te cholerne dziesięć minut tylko wtedy, gdy przy nosie trzymałem zapachową chusteczkę higieniczną, obficie popsikaną moją ulubioną wodą toaletową. Przysięgam, że od siedzenia na tych zakurzonych płytkach, miałem uczucie, że właśnie nabawiłem się jakiejś nowej odmiany wilczka i grzybicy w jednym. 
Być może ta historia o tym, iż nawet sprzątaczki mają strach przed tym smrodem tutaj, to prawda?  
Zresztą nieważne. Istotne jest jedynie to, że ja mam swój schron, może nie za milion dolarów, ale jakiś jest. 
Zapewne się teraz zastanawiacie, dlaczego to wszystko i co ten czarny głupek odwala? 
No cóż, sam nie wiem. Moja pewność siebie ostatnimi tygodniami spadła do ostatecznej ostateczności, po raz pierwszy w całym moich życiu. Nie miałem zielonego pojęcia, co tak dokładnie mi się działo, a może miałem? 
Tom od tego feralnego spotkania nie raczył się więcej do mnie odezwać, poza tematami czysto szkolnymi, odwołując nawet te kółka językowe na ostatniej lekcji! Jakby najzwyczajniej w świecie starał się dać mi do zrozumienia, że po prostu nie ma ochoty na moją osobę. Nigdy więcej. 
No tak, wszystko jasne, ale dlaczego?! 
I jak można nie chcieć się zadawać ze mną! 
Czułem bezsilność, a to ukryte od ludzi miejsce dostarczało mi uczucia bezpieczeństwa w tej placówce. Bo może ktoś się dowiedział i dlatego jest jak jest? 
Drgnąłem, usłyszawszy cichy szczęk otwieranych drzwi. Ktoś jednak tu przychodził? I to z własnej, niewymuszonej woli? Niezła depresja. Tupot odbijanych o podłogę trampek roznosił się po opuszczonej łazience. Zmęczony oparłem się o brudne kafelki, starając oddychać najciszej, jak tylko potrafiłem. Było to trudnym zadaniem, chociażby z racji, że to mnie najczęściej w towarzystwie roznosiła adrenalina. Ledwo co radziłem sobie z nieodzywaniem się do innych, przysięgam. Na miejscu Sary już dawno zadzwoniłbym po policje, psychologa, psychiatrę i zarezerwowałbym miejsce w jednym z ośrodków w moim mieście. 
Zresztą, o wilku mowa... 

- Bill? – Niepewny, dziewczęcy szept dostał się do moich kanałów usznych. Nie miałem odwagi odezwać się, podnieść wzroku albo chociaż zamruczeć. Nic. Dalej w agonii przyglądałem się podeszwie mojego lewego buta. Jezu, schowaj choć raz swoją zasraną dumę i chociaż spróbuj pozwolić sobie pomóc! To twoja przyjaciółka, ty tępa czarna pało! 
Westchnąłem siarczyście, podnosząc smutne spojrzenie na brunetkę. Miała zmarszczone brwi, a dolna warga zniknęła pod jej zgryzem - jak zawsze, gdy tylko się denerwowała. Nie do wiary, jak wiele szczegółów o tej istotce jest mi znajoma. Czyli jednak nie jestem aż takim egoistą? 
- Co się stało, głupku? - Przykucnęła obok mojego trupiego ciała, delikatnie gładząc spięte barki. Zrzuciłem główkę na jej ramię. 
- Nie mam bladego pojęcia, Sara - wymruczałem, wciągając zapach jej miętowego szamponu. - To wszystko takie dziwne. 
- Co jest dziwne? - Dopytała, poprawiając się tak, bym mógł ułożyć się na jej wygodnych udach. Zrobiłem to z chęcią, czując po chwili, jak długie paznokcie dziewczyny miło głaszczą skórę mojej farbowanej czupryny. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy, że ją mam. Pora chyba zacząć doceniać więcej osób, aniżeli tylko siebie, Bill. 
- Chociażby to, że siedzimy razem w zaśmierdłej, opuszczonej toalecie na parterze. 
- Przynajmniej razem - zachichotała. Właściwie  bardzo lubiłem jej dźwięczny śmiech. Sara miała idealny głos. Może gdyby coś z nim zrobiła, udałoby się jej dorównać mojemu. Bo co jak co, ale śpiewać umiałem... niesamowicie. - Jesteś strasznie smutny ostatnio, nie przypominasz już mojego wkurzającego Trumpera. 
- Bo on gdzieś mi samemu umknął. 


Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, gdy do sali wparował Kaulitz w rozpuszczonych włosach. Znaczy, miał parę spiętych kosmyków u samej góry, tworzących coś na kształt małego koczka, ale cała reszta gęstą falą spływała na rozbudowane plecy. 
Spływała jak mi ślina z ust. Był IDEALNY! Przysięgam! Zwariowałem już w pierwszej sekundzie, razem z resztą dziewczyn z klasy. Sara chwyciła moją dłoń, wysyłając mi słodki uśmiech, na który momentalnie również odpowiedziałem, szczerząc swoje bialutkie ząbki. Starałem się ostatnio jak najwięcej czasu spędzać z przyjaciółką, nawet jako-tako opowiedziałem brunetce o co chodzi. 
W sumie sama zrozumiała i od tego czasu na każdej lekcji języka niemieckiego dodaje mi otuchy,  w czasie mojej ,,walki z zauroczeniem’’. Jedynym brakującym elementem jej twierdzenia to fakt, iż byłem na niby-randce z Tomem. Także do końca platonicznym uczuciem niestety nie mogłem tego nazwać. Nauczyciel przysiadł do swojego tronu, przyglądając się nam uważnie. Miałem nawet uczucie, że na mnie zatrzymał wzrok dłużej! To normalne? Jezu, nie chcę znów wmawiać sobie jakiś nieistniejących bzdur. Staram się przecież wyleczyć z cholernego narcyzmu! Chociaż pomogłaby mi wiedza, co tak strasznie zniechęciło profesorka do mnie. Może bym zrozumiał. 
Tak, przyznaję się, ta sytuacja wysysała moje myśli do ostatniej kropli. Nigdy nie zostałem odrzucony. Nigdy. To ja byłem łamaczem serc, nie na odwrót. 
Więc, dlaczego Kaulitz? Co chcesz przede mną ukryć? 

- A jednak pedałek zmienił nastawienie! - Usłyszałem za sobą. 
Ten głos mógłbym rozpoznać wszędzie, a zwłaszcza w ciemnej uliczce, gdy jakiś niewiadomy ktoś starał się ukatrupić mnie na amen - Oskar. Dostrzegłem go. Siedział w  ostatniej ławce, razem z tym swoim posłusznym polskim pieskiem-dresikiem. Zielone tęczówki uważnie mnie ilustrowały, a dokładniej dłoń, która dalej szczelnie była przylepiona do Sary. Nawet nie pomyślałbym, że sam Tom w tej jakże dziwnej chwili, ruszy do naszej ławki, wyrażając swoją zagadkową miną coś na kształt... obrzydzenia? Odrzucenia? Smutku? 
Kim się brzydził? Mną? 
Kto go odrzucił? To on odrzucił mnie. 
Czemu jest smutny? 

- Zamknij jadaczkę psie - zawarczałem, podnosząc się z miejsca w tym samym momencie, co pieprzony nacjonalista. - To nie twoja sprawa, do cholery. Nie twój interes i nie twoje życie! 
- Ależ jasne, że też gram w nim ważną rolę - uśmiechnął się cwanie, podchodząc bliżej mojej osoby. Ta lekcja stała się miejscem, w którym zaraz może nastąpić niezła bójka. 
I mimo wszystko to ja przegram siłowo. Choć teraz postaram się wywalczyć swoje słownie. 
To dlatego zawsze zarzucają mi ten tępy frazeologizm o sraniu wyżej niż dupę mam? 
No dobra, może teraz powoli na zbyt dziwne tory wchodzę. Czemu zawsze tak dużo muszę myśleć? Nie dość, że połowę moich myśli zajmuję ja sam na przemian z naszym ukochanym nauczycielem, to jeszcze jest ich tak dużo, że sam powoli nie potrafię dokładnie się do tego wszystkiego dostosować. 
- To moja decyzja, czy pozwolę być ci z kobietą od nas. Tacy jak ty nie mają prawa nawet ich dotknąć - kolejny duży krok do przodu. Niemal wystarczyłoby się pochylić, a jego nos otarłby się o mój własny. Zdecydowanie powoli moja bezpieczna przestrzeń się burzyła. Czułem, jak Sara opiera się o moje plecy, delikatnie je głaszcząc, by w ten sposób okazać swoje wsparcie. Gdzie w tym wszystkim jest Tom? Przecież to on ma prawo tutaj na najwięcej, a jedynie co mogłem czuć, to jego rażące spojrzenie na moim ciele. O co, do kurwy, mu chodziło? 
- Kozłowski, siadaj albo ja wezmę sytuację w swoje ręce i skończysz z pałą i bez pały w jednym. - O, a jednak odzyskał mowę! Z i bez? Da się tak? Zmarszczyłem brwi, choć gdy dotarł do mnie sens jego słów... Aua! Sama myśl o tym boli! Bo kastracja musi boleć, tak? 
A więc wszystko jasne co w ogóle robił tutaj ten cholerny brunet. Poprawiał Niemca - no cóż, brawo? Nic z resztą w tej sytuacji dziwnego. 
- No już, lepiej nie karz mi się więcej powtarzać. 
Naburmuszony z powrotem wrócił na swoje miejsce, nie odrywając tego spojrzenia zabijaki od mojej osoby choć na moment. Dlaczego mam uczucie, że gdybym umarł w młodym wieku, to on byłby tego sprawcą? Chyba lepiej niech zacznie zbierać na operację rekonstrukcji prącia, idiota! 
- Widzimy się na dodatkowych, Trumper - wymruczał, nim znów nie wrócił do tego ulubionego miejsca nauczycieli. - Dzisiaj. 
Czekaj, czekaj... ŻE CO?! 


- Nie mam ochoty tam iść - dlaczego nagle tak bardzo zdziwiły Enson moje słowa? No wiem, najczęściej to ja biegłem do sali tych cholernych zajęć, ale nie teraz i nie po tym wszystkim! Do tego, dlaczego? Odwołał je, bo niby nie mógł więcej pozwalać sobie na tak długie siedzenie w budzie. Nagle po jednej takiej głupiej sytuacji zachciało mu się na powrót kazać mi zostawać o czterdzieści pięć minut dłużej? Co on w ogóle sobie myśli? Że mam czas na takie pierdoły? Już bym wolał pójść do kosmetyczki, niż znów przesiedzieć parędziesiąt minut w czystej nudzie – na rozmowę nie ma co liczyć. - No co? 
- Nie myślałam, że kiedykolwiek usłyszę takie stwierdzenie z twoich ust. 
- Ostatnio zaskakiwanie to moja specjalność. 
- Udało mi się zauważyć - uśmiechnęła się słodko, wracając do pisania notatki w zeszycie. - Nie martw się, szybko się przyzwyczaję. 
- Ale o co może chodzić? 
- Chce pewnie pogadać o tej sytuacji, ewentualnie cię opieprzy. To chyba najgorsza możliwość. 
- Nie uważam, by była taka zła – najgorsza, to rozmowa o tym, co było. Westchnąłem, przenosząc rozkojarzony wzrok na zegar ścienny. Ile zostało? 
Dzwonek. 

*

Kto się nie spodziewał, że jeszcze pojawi się rozdział Nauczyciela?
Ja! Ale jest, o dziwo, po takim czasie.
Niestety, dalej pozostaje zawieszone... może nie na długo?
Pozdrawiam!

!!!BETA: IZABELA SKLEPIŃSKA!!! - DZIĘKUJĘ KOCHANA❤
*