środa, 15 lutego 2017

Do pięciu razy sztuka.


Pamiętasz ten dzień, gdy ujrzałeś mnie po raz pierwszy?
Centrum Berlina, rok 1938.

*

-Pokój o numerze trzysta, trzecie piętro, łazienka do sprzątnięcia — powtórzyłem sobie zanotowane w głowie polecenie i pomknąłem do wskazanego przez „kochanego” szefa miejsca. Nienawidziłem swojej pracy, jak nigdy dotąd, a cóż mogłem poradzić? Musieliśmy z rodziną uciekać z kochanej Warszawy, gdy nasze państwo już niestety nie mogło sobie poradzić na tle innych, i gdzie wylądowaliśmy? No cóż, ja w Niemczech. Chciałbym się dowiedzieć, gdzie znalazła się reszta...
Westchnąłem, otworzywszy drzwi do małżeńskiego apartamentu i bez głębszego namysłu wparowałem do środka, nie licząc, że spotkam na łóżku półnagiego faceta, a obok niego nagą, długonogą kobietę, która właśnie naciągała na siebie czarną garsonkę. Ekshibicjoniści, czy co, do kurki wodnej? - Przepraszam, ja tylko do...
- Drugie drzwi od lewej — mruknął niewzruszony brunet, powoli wstając z łóżka, a ja, nie mówiąc już ani słowa więcej, pomknąłem do wcześniej wymienionego miejsca, choć najchętniej odpyskowałbym „Skoro tu pracuje, to chyba wiem, gdzie znajduje się ta zakichana łazienka, a ty, jak już kogoś wzywasz do siebie, to może, chociaż się ubierz?!”, ale nie znajduje się już w ojczyźnie i nie będę ryzykować, skoro nienawiść do Polaków jest tutaj nadzwyczaj wielka. - Postaraj się, laluniu -usłyszałem za sobą, nim drzwi apartamentu zamknęły się z cichym hukiem.

*

Albo ten, gdy ujrzałeś mnie po raz drugi?
Przedmieście Berlina, 1939.

*

Byłem zły. Nie, stop. Byłem wkurwiony, jakim prawem ten niemiecki buc w ogóle wtrąca się w MOJE życie?! W MÓJ wygląd?! Rozumiem, jest moim szefem, ale nie zapłaci mi za to, że obetnę moje piękne, kruczoczarne włosy, a nawet jeżeli, to są one tak bezcenne, że nie spłaciłby tego do końca swojego żywota, a może nawet dłużej! Czy ja żyję właśnie w średniowieczu? Mam może jeszcze zrobić sobie takie „śliczne” włosy jak on? Jeż jakiś czy jak to inaczej kurwa nazwać?

- Ej, mała! - Usłyszałem za sobą głos, który kompletnie zignorowałem. Kroczyłem zdenerwowanym krokiem przez park, do mojego małego mieszkanka, które chwilowo jestem zmuszony dzielić z trzema kobietami. Wszystko świetnie, gdyby nie ten fakt, że wole mężczyzn, a ta upierdliwa Linda nie może, choć na chwilę przestać gapić się na mój tyłek! Westchnąłem niepohamowanie, ogarniając z twarzy niesforne kosmyki, gdy ktoś nagle rzucił się na mnie od tyłu, przygniatając potężnym cielskiem do gruntu, przez co porządnie oberwałem w brodę i przez chwilę nawet nie potrafiłem się odezwać, słuchając jazgotania jakiegoś Niemca za mną. Ktoś mi już kiedyś mówił, żeby się nie stawiać, gdy znów mnie pomylą z kobietą i wtedy powinni sobie dać spokój, bez obicia mojej buźki. Ten ktoś w końcu raczył wstać, ciągnąc mnie do góry razem ze sobą. - Wiedziałem, że Niemki mają męskie rysy twarzy, ale nie, że aż tak...
- Bo jestem facetem, jełopie! - Warknąłem, gdy nie mogłem już po prostu spokojnie tego wszystkiego słuchać. Facet się zamachnął, jakby chciał już rozkwasić mój nos, ale nie dałem się, nabierając powietrza. - Żartujesz sobie? Będziesz bił swego? Jesteś tu takim samym wyrzutkiem jak ja i jeszcze chcesz niszczyć swoich? Taki z ciebie Polak?
- Jakim prawem właśnie mnie pouczasz? - Burknął z ogniem w oczach, przygniatając mi kark w mocnym uścisku.
- Rusek nie powie na Ruska, Niemiec nie powie na Niemca, ale Polak zabije Polaka, gdyby tylko coś z tego miał - Plunąłem mu w twarz, a gdy ten raczył mnie puścić, wziąłem nogi za pas i pobiegłem tak szybko, jak nigdy w moim życiu, w pięć minut znajdując się już pod blokiem mieszkalnym. Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie dobił nagle i niespostrzeżenie do czyjegoś twardego torsu. Niestety, spojrzawszy w górę, dostrzegłem tego, którego widziałem niemal nagiego w łóżku.
- Bardzo Pana przepraszam — Szepnąłem cicho, moim łamanym niemieckim, odsuwając się od bruneta ze skruchą w oczach. Błagam, tylko nie powiedz nic nikomu! Wiem, że wy potraficie być bardzo, ale to bardzo źli, gdy taki robaczek jak ja was dotknie, ale to nie było specjalnie, Panie ,,Wielkie-Mięśnie"!
- Pogiąłeś mi koszule — Mruknął, głaszcząc ubranie w tym miejscu, gdzie z pełnym rozpędem dobiłem twarzą. - Uważaj tu, Polaczku, jeżeli chcesz jeszcze trochę pobyć. - I odszedł.

*

Bądź trzeci?
Drugi koniec Berlina, rok 1941.

Nie wiem, co wykańczało mnie bardziej. 
Ciągłe zmiany lokum, gdyż żaden najemca nie chciał przyjmować w swe progi Polaków, czy może praca, w której szef starał zabić mnie potokiem obowiązków. 
Albo wyrzuty sumienia? Zamiast walczyć za ojczyznę, ja siedzę u atakujących na garnuszku... należę do tchórzostwa i przyznaję się do tego bez bólu, a każdy dzień jest gorszy od poprzedniego. Strach wysysał ze mnie resztki sił. Kładąc się spać nie wiedziałem czy będzie mi dane obudzić się w spokoju.. bo skąd mogłem wiedzieć, czy nagle tak bez niczego, nie dorwią mnie i nie wywiozą?
Nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko i nie wiedziałem, że dostanę się w ręce właśnie tego człowieka. Tego, którego spotkałem już dwa razy w życiu. 

- Jak masz na imię? - Warknął bezlitośnie rwiąc mnie za włosy, wyciągając z siłą z mieszkania... - Jesteś Żydem?
- A wyglądam na niego? - Odpyskowałem, próbując się choć trochę wyrwać, ale zamiast zamierzonego efektu, dostałem z otwartej dłoni w blady policzek. Zapiekło.
- Grzeczniej kurwa, bo nie ręczę już za siebie  - Dało się zauważyć. Poczułem łzy w oczach, to mój koniec? Zacisnąłem zęby do bólu, słysząc cichy zgrzyt. Bezradność, strach, przepaść, moje życie właśnie znalazło się w niej...
- Jestem mieszańcem krwi Polskiej i Niemieckiej. Na imię mi Bill. Bill Trumper.

*

A czwarty? 
Warszawa, rok 1943.

Wylądowałem w ojczyźnie, dokładniej powiedziawszy -  byłem budowlańcem.
Noszenie cegieł na moich wychudzonych plecach było codziennością, taką jak zmęczenie czy strach. Strzelanki odbywały się niemal codziennie.... Strażnik, bądź oficer  prostu przychodził, wybierał kogo chciał i... i bum. Już tego człowieka nie było. Zostawiwszy po nim tylko ciało na twardym gruncie. 
Ile razy już sam umierałem ze strachu, że ja będę następny... nawet tego nie zliczę. Choć mogłem poczuć lekką sympatię niemieckiego strażnika do mnie. Być może to przez fakt, że potrafiłem język?
A może powód był inny?  
Niestety, po naszej grupie rozeszła się plotka, że zmieniają staruszka na młodszego oficera.
Jakie było moje zdziwienie, gdy nowy oficer Thomas Kaulitz był tym faciem od łóżka, koszuli i mojego cierpienia. Nienawidziłem go, tak bardzo... jak nigdy nikogo. 

- Ty, ty i... - jego palec powodował w moją stronę.
Lecz gdy wbił wzrok w moje błagalne, brązowe tęczówki, zatrzymał się i zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Odpuścił. Cofnął swe słowa, odchodząc od naszej grupy.

*

Piąte... było strachem i wdzięcznością w jednym.
Pawiak, rok 1944.

Znajdowałem się tu dopiero jeden dzień.
Jeden dzień, a omal nie zostałem zabity, pobity i zgwałcony.
Czy to było oznaką mojego powoli zbliżającego się końca? Bo tak właśnie się czułem. Byłem słaby, wygłodzony i okropny. Wyglądem przypominałem chodzącą śmierć, choć pracowałem na najwyższych obrotach; by nie zginąć. Strach był moim codziennym towarzyszem.
Cały dzień mogłem słyszeć szepty innych więźniów, którzy z zaangażowaniem mówili coś o "nocnych łowach", które wypadały właśnie dzisiejszego mroku. Nie miałem odwagi zapytać o więcej informacji na ten temat, po prostu; bałem się. W porównaniu do tych umięśnionych buców, ja byłem tyczką. Z resztą, przekonałem się sam na własnej skórze o czym była mowa.
Spałem. W parę osób na jednym łóżku, ale spałem, gdy naglę mogłem poczuć czyiś gwałtowny dotyk na ciele. Strach sparaliżował mnie całego; właśnie nadszedł mój czas?
Nawet nie zauważyłem, gdy jeden z Urków porwał mnie na dwór, gwałtownie zatykając usta.
- Nie wiem czy mnie pamiętasz, malutki - Szepnął, ściągając ze mnie pasiaste spodnie. Dociskał mnie do ściany baraku, nie pozwoliwszy nawet na spokojny oddech. Wiedziałem, co właśnie miało nadejść. Wiedziałem to dobrze, a nie miałem siły się bronić. Z cieknącymi z oczu łzami; milczałem. - To ja. Ten, któremu odważyłeś się tak bezczelnie pyskować - Zbliżył swoją twarz do mojego ucha, liżąc je. Poczułem obrzydzenie, które rozeszło się po całym moim ciele. Śmierdział; jak praktycznie każdy tutaj. Zakwiczałem do jego dłoni, bojąc się każdego ruchu. Ścisnął ją mocniej, powoli ściągając i swój dolny ubiór. - Tym razem już nie pozwolę ci uciec - Dodał, odwracając mnie chaotycznie, tyłem do siebie. Uderzyłem nosem o drewno, czując jak powoli lepka krew spływa z jego dziurek. Zamknąłem oczy, czekając na najgorsze. W oddali mogłem usłyszeć wycie jakiejś syreny i głos tego, co zniszczył moje życie. Zacisnąłem powieki mocniej, czując jak coś rozrywa moje szczupłe ciało od środka.

Bolało. Bolało niemiłosiernie. Gdy tylko podniosłem powieki, ujrzałem tego oficera. Stał nade mną, zaciskając pięści. Nie wiem która była godzina, nie wiem ile już tak leżałem. Bałem się spojrzeć w dół, bałem się ujrzeć co ktoś ze mną zrobił. Klęknąłeś przy mnie, wzdychając głośno. Dopiero teraz mogłem zauważyć, że znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu.

- Powiem tak - Zaczął spokojnie, opierając się rękoma o łóżko, na którym chwilowo leżałem. Wbiłem przestraszone spojrzenie w jego oczy, nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. - Jak się czujesz?
- Gdzie jestem? - Zapytałem cicho, bez odwagi. Bałem się.
- Nieładnie tak ignorować tego, co ktoś do ciebie mówi, wiesz? Mama cię tego nie nauczyła? - Zadrwił, podnosząc się na proste nogi. Dopiero teraz mogłem zauważyć, że nie ma na sobie obowiązkowego munduru. - Jesteś w moim domu. Nie pytaj, dlaczego cię tu zabrałem; sam tego nie wiem. Skurwiel, z którym cię przyłapałem już nie żyje. Nigdy, nigdy w całym moim życiu nie widziałem jeszcze tak perfidnego gwałtu,a przecież stacjonuje już na tym stanowisku od rozpoczęcia wojny. No ale, jak to można tak z nieprzytomnym człowiekiem? - Skrzywił się.
- Nic z tego nie pamiętam - Szepnąłem, opuściwszy czarną czuprynę. Mogłem poczuć zapach kwiatów z mych włosów, zostałem umyty?
- Nic dziwnego, mocno oberwałeś, gdy zastrzeliłem tego chuja. Nie brałem pod uwagi faktu, że wtedy sam upadniesz.
- Ale... - Wymruczałem, skrobiąc skórę na nadgarstkach paznokciami. - ale co zdążył...
- Nic. Nic nie zdążył zrobić. Od dawna planowałem cię stamtąd wyciągnąć, Bill...

*

To wszystko było pokręcone, Tom. Wszystko nie miało sensu, a jednak. 
Twoja miłość wyrodziła się nie wiadomo kiedy; moja nie wiadomo jak. 


Berlin, rok 1950.

Usiadłem na twoich kolanach, gdy czytałeś najnowsze wydanie jakiegoś czasopisma. Objąłeś mnie pewnie w talii, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Uśmiechnąłem się słodko, całując twój zarośnięty policzek, ty zaś odwdzięczyłeś się tym samym, miziając mnie nosem. Cicho wzdychając, odłożyłeś gazetę, skupiając całą swoją uwagę na mnie; aż mogłem poczuć czerwone od zażenowania policzki.

- No co jest? - Zapytałeś, gdy ja z opuszczoną głową bawiłem się twoją dłonią. - O czym chcesz mi powiedzieć?
- Jakim cudem to wszystko się stało?
- O czym mówisz?
- O naszej miłości, Tommy - Wyszeptałem, patrząc ci w oczy. - Opowiadałem ostatnio naszą historię Glen i wiesz co ona stwierdziła? Że było to najbardziej bezsensowne co w życiu usłyszała. I ma rację, jak można zakochać się po pięciu spotkaniach? - Przekręciłeś głowę na bok, kręcąc nią z niedowierzaniem. Podniosłeś się, razem ze mną i podszedłeś do naszej kanapy, siadając na niej. Chwyciłeś mnie za dłoń, splatając nasze palce razem i ucałowałeś ramię.
- Nie zakochałem się w tobie po pięciu spotkaniach, Bill. Przychodziłem do hotelu w którym pracowałeś każdego dnia, przez ponad rok. Po prostu nie należę do romantyków, nie miałem odwagi podejść i zgadać, byłem uważany bardziej za heteroseksualnego seksoholika, a nie geja, wiesz? Musiałem taki być, robiłem wszystko, by mój ojciec był ze mnie dumny. Nie wiesz, jak bardzo cierpiałem, gdy musiałem wtedy wytargać cię z twojego domu. Nie wiesz, co czułem, gdy przy robotnikach ujrzałem ciebie, nie wiesz, jak się starałem, byś nagle znalazł się na Pawiaku, gdyż było mi tam łatwiej cię wyciągnąć, a na koniec nie wiesz, ile przeszedłem, by mi się to udało. Poznałem już wcześniej każde twoje dane i pod pretekstem sprawdzenia twojej zdolności intelektualnej, nabrałem innych, że chcę tylko dlatego cię na chwilę wyciągnąć z pod tej ludzkiej nędzy w obozie. Cudem było, że pojawiłem się tam właśnie w takiej chwili.
- Więc... więc to ma jednak sens?
- Owszem, ma - Uśmiechnąłeś się szczerze, całując moje czoło. - Każda Historia ma sens, gdy tylko uzupełnisz to, co nie zostało dopowiedziane.

*

Wiem, takie trochę pomieszane...
ale dodaję, bo mi się w miarę podoba;)