niedziela, 1 maja 2016

Pierwszy raz 2/2 "Czas zemsty"

***

W końcu nadszedł ten dzień. 
Ten cholerny jeden dzień, na który przygotowywałem się trzysta sześćdziesiąt pięć dób, na który czekałem, odkąd mój ukochany zmarł w moich własnych - odtąd zimnych - ramionach.  
Wszystko zaczęło się spokojnie..

8:00

Powoli otwieram zmęczone powieki, przez moje ciało przechodzi mimowolny dreszcz, gdy zimne, grudniowe powietrze wchodzi nieproszone do niemal pustego pomieszczenia. Potrzebuję chwili, by przemóc się i rozprostować stwardniałe po nocy kości. Podnoszę się dość namolnie, ubierając na zimne stopy miękkie, pluszowe kapcie - mojego braciszka.
Po raz ostatni w moim życiu.

*

Nie potrzebuję dużo czasu, by już ubrany usiąść na miękkim fotelu, popijając gorącą kawę i oglądając wiadomości - których z resztą od zawsze nie potrafiłem tolerować. 
Głos dziennikarza doprowadzał mnie do furii - po raz ostatni
Chwyciłem za gazetę, która od tygodni leży nienaruszona na stoliku kawowym, z ciemnego jak gorzka czekolada drewna. Otwieram ją, by po raz ostatni nacieszyć się literkami jak i samym czytaniem. Nigdy nie byłem fanem czytania i najprawdopodobniej każdy zna moje zdanie, na temat marnowania czasu przy tym zajęciu - ale nawet ja DZISIAJ mogę tym zmarnować czas. 
Choć książka była światem Billa - nie moim. 

12:00

Gdy tylko wybiło południe, spokojnie i bez pośpiechu wziąłem się za robienie obiadu.
Lubiłem gotować - chodź od pewnego czasu nie miałem na to siły i nawet ochoty. Ze starannością pokroiłem cebulę i czosnek, by po  chwili wszystko wrzucić na nagrzaną patelnię, w której wcześniej już znajdował się obrany pomidor. 
Postanowiłem dziś podać sobie samemu moje ulubione jedzenie - krewetki.
By po raz ostatni poczuć ten ukochany smak, który jedynie kojarzy mi się z moim ukochanym braciszkiem. 
Potrafił przygotowywać je najlepiej na świecie. 


*

Spocząłem przy stole, przyglądając się ukończonej potrawie. Bez pośpiechu i zbędnych, dużych kęsów, rozpocząłem konsumowanie mojego obiadu. 
Smakowały prawie tak samo jak te, przyrządzone przez Billa. 
Jedynie brakowało mi w nich, tej odczuwalnej miłości do gotowania.. i obecności jego samego po mojej prawej stronie. Jego uśmiechu, słodkiego ciumkania gdy jadł i marudzenia, gdy po raz kolejny ten nieszczęsny sos pomidorowy upaćkał jego ukochaną, białą koszulę. 
Uśmiechnąłem się blado do siebie, odkładając sztućce na talerzu - tak ja lubił to Bill. 
Mój żołądek był pełny - po raz ostatni

18:00

Dziewięćdziesiąt minut spędzonych na oglądaniu meczu minęło niezmiernie szybko, Nim spostrzegłem, dojrzałem dłuższą strzałkę zegara na szóstce - mój ostatni dzień powoli się kończył.
Powoli i nie ubłagalnie - nareszcie
Powoli i bez pośpiechu - jak cały ten czas - ruszyłem na górę, by przebrać się w bardziej pesymistyczne kolory. Mogłem bez problemu stwierdzić, że czarny jest najlepszym wyborem. 
Ogolony, uczesany i wypindrzony stanąłem w lustrze, spoglądając głęboko w moje czekoladowe oczy. Blady uśmiech wkradł się na moją twarz, gdy przez chwilę - zamiast siebie - mogłem dostrzec Billa. Mój największy skarb. 
Opuściłem łazienkę i chwyciwszy czarną, skórzaną torbę wraz z kluczykami do auta - opuściłem pomieszczenie. Po raz ostatni.

21:00

Tułów wysokiego, szczupłego mężczyzny powoli odbijał się od blasku księżyca, tworząc słaby cień na przeciwległej ścianie. Oparty  i gotowy czekałem, aż mój wróg i powód zniszczenia mojej już i tak nędznej duszy - w końcu pojawi się w tych cholernych, czterech ścianach. 
Usłyszawszy piskliwy, kobiecy głos, który powoli się zbliżał i jedno, krótkie zdanie, które mniej więcej brzmiało "Skarbie, odświeżę się i przyjdę", później krótkie cmoknięcie i zamknięcie się drzwi.
Stukot szpilek o drewnianą posadzkę i oświecenie światła w pokoju - albo próba oświecenia.
W końcu, "pęknięta" żarówka raczej nie zabłyśnie.
Tak jak pęknięte serce nie zarośnie. 

*

Jeden, krótki, zduszony w szmatę - którą z gwałtownością zatkałem jej drogi oddechowe - pisk, a później sen. Zerwane z kobiety ubrania leżały obok jej uśpionego ciała. Z brutalnością włożyłem dość szeroki i długi nóż do waginy, by szybkimi i chaotycznymi ruchami stworzyć z jej narządów wewnętrznych papkę. 
Jeszcze raz, głębiej, aż drugi koniec wystawał nad jej pępkiem - niech poczuje się jak Billy, gdy jej facet wchodził w niego niepohamowanie i bez skrupułów, przy okazji niszcząc narządy wewnętrzne. Chciałem by  on ujrzał to, co ja tego feralnego dnia.
Chciałem by cierpiał, tak jak ja cierpiałem. By cierpiał każdy, kto kiedykolwiek się dla niego liczył. Bo Bill dla mnie był każdym, wszystkim i jedynym. 
Dwoma susami, piersi kobiety leżały obok jej ciała, obcięte jak po operacji bez zaszycia. 
Chwyciłem za zapaloną świeczkę, leżącą na komodzie i rozlałem wosk po jej chudym ciele. Czarne włosy zostały podpalone, a ja jedynie czekałem, aż ON tu wejdzie.
Po raz ostatni, schowałem się zza drzwiami. 

24:00

Wybiła północ.
Owinięty w duży ręcznik, wszedł do pomieszczenia - oświeciwszy lampkę nocną, zadrżał. 
Ujrzał ją.
Swoją kobietę.
Zmasakrowaną kobietę.
I wszystko zrozumiał..

A po chwili już sam leżał obok niej, z podziurawionym brzuchem, ranami ciętymi na nogach, bez palców u rąk  i swojej męskości.
 Tak jak ten mu obiecał. 
"Jeżeli go zranisz, zjesz swojego chuja na moich oczach, przysięgam". 

Pierwszy raz zabiłem człowieka.
Mam nadzieję.. że go widziałeś,  tak jak ja każdy twój.
Mam nadzieję.. że nie jesteś bardzo zły..
mam nadzieję.. że dziś Cię zobaczę, głuptasku. 



Zostawiwszy dwa zmasakrowane ciała, ruszyłem po kryształowych schodach w dół pomieszczenia. 
W kuchni pozwoliłem sobie włączyć gaz i po raz ostatni, napić mocnego alkoholu.
Cała butelka whisky nagle znalazła się w żołądku.
Uśmiechnąłem się głupio sam do siebie, wyciągając spod obszernej bluzy mały breloczek, w którym znajdowało się zdjęcie blondyna z szerokim uśmiechem, który w wytatuowanej dłoni trzymał kartkę, z napisem "Kocham Cię Tommy!". Najlepszy prezent, który od niego dostałem i najbardziej przemyślany i subtelny sposób wyznania swoich uczuć.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, kładąc na podłodze obok palnika. 
Mocno ściskając w ręce breloczek i wydając z siebie ostatnie tchnienie - zapaliłem zapalniczkę.
Ze śmiechem szaleńca, odszedłem. 


*

Nie było płaczu, krzyku, bólu. 
Była radość, najszczersza na świecie radość. 
Wielki wybuch zakończył mój żywot, a ja mogłem znów przywitać mojego ukochanego, jedynego Billa. 
Trzymał delikatnie mą dłoń, wysyłając jeden z jego łobuzerskich uśmiechów i jak piórko, scałowując krew  z moich warg. 
Moje umarłe serce - znów zaczęło bić.

- Tak bardzo mocno Cię kocham, Billy.


4 komentarze:

  1. WoW. Nie sądziłam, że przeczytam drugą część poprzedniej notki, ale cieszę się, że ją przeczytałam. Pokazałaś do czego miłość jak i ból i cierpienie po stracie ukochanej osoby może doprowadzić.
    Dziękuję, że mogłam to przeczytać ;*
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję, przeczytać coś Twojego autorstwa ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie sądziłam, że napiszę drugą część, a jednak. :D
      Ależ dziękować to tutaj nie ma za co, z resztą nie do końca pokazałam to, co chciałam pokazać ;/
      Pozdrawiam i jestm pewna, że jak najbardziej ;3

      Usuń
  2. Marta Kaulitz2 maja 2016 21:12

    Nie wiedziałam że będzie druga część. Ale cieszę się z tego powodu. No no Tom się postarał żeby to wszystko wyszło idealnie. Oj biedny Tommy musiał aż rok czekać żeby się zemścić chociaż właśnie nie rozumiem tego czemu rok a nie wcześniej. No ale tyle musiał cierpieć. Cudownie to wszystko było opisane i dziękuję Ci za kolejną część twojej twórczości. Jesteś cudowna i zdania nie zmienię! No to czekam na następne opowiadania. Całuję,ściskam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja też nie wiedziałam :D
      Postarał się, by dzień ten zaczął się jak każdy inny, a zakończył jak jeszcze żaden. :D
      Rok.. być może przez rok próbował oswoić się z wiedzą, że Billa nie ma? Być moze on uciekł i dopiero teraz udało mu się go znaleźć?
      No cóż.. to wie tylko Tom. ;)
      Jednak nie udało mi się jak chciałam, ale.. proszę bardzo! :D
      Miło mi <3
      Pojawią się lada chwila - możliwe, że nawet wiecej niz tylko jednoczesciowka.. jeszcze nie jestem pewna czy podołam. :/
      Buziole i pozdrawiam ;*

      Usuń